Weszłam do domu.
-Mamo! Wróciłam!
Mój głos odbił się po ścianach pustych pokoi. Oczywiście... znowu jej nie ma. Tak było od zawsze, odkąd pamiętałam. Mama pracowała w wytwórni muzycznej i załatwiała w Polsce koncerty sławnych osób. Jednym z - naprawdę nielicznych - plusów jej pracy było to, że często dostawałam bilety jako jedna z pierwszych osób. Weszłam do kuchni i ujrzałam żółtą karteczkę przylepioną do lodówki. Podeszłam i zerwałam ją.
"Droga Alex, niestety muszę pracować. Wiesz to i mam nadzieję, że to rozumiesz. Będę w domu dopiero około 23. W lodówce masz kurczaka i sałatkę, tak jak mnie o to wczoraj prosiłaś. Załatwiłam ci niespodziankę. Idź do siebie. Niespodziankę znajdziesz w pudełku na swoim łóżku. Kocham cię, mama"
Znając moją mamę, kupiła mi pewnie jakiegoś pluszaka lub książkę, jak to robi zawsze, gdy nie ma jej cały dzień w domu. Czyli prawie codziennie... Wczłapałam się po schodach na górę. Pierwszym, co mi się rzuciło w po otworzeniu drzwi było wielkie czarne pudełko leżące na łóżku. Odwiązałam wstążkę i podniosłam pokrywkę. W środku był wielki, pluszowy kot. Świetnie... Kolejny zapychacz miejsca. Nie żeby coś... pokój mam duży, ale 60% miejsca zajmują w nim pluszaki. Trzeba będzie coś z tym zrobić.
Wyjęłam kota z pudełka i posadziłam go na łóżku. Był wielkości cztero, może pięcioletniego dziecka; na szyi miał błękitną wstążkę. Warren - bo tak nazywał się pluszak, co zauważyłam po metce - przewrócił się na brzuch, a ja zauważyłam podłużny kawałek papieru przyklejony do jego futra za pomocą taśmy klejącej. Odkleiłam go delikatnie, starając się nie wyrwać kotu futra. Po chwili dotarło do mnie, co trzymam w dłoni. Był to bilet... Bilet na One Direction! Na ten koncert, na który mama zabraniała mi pójść. Nie wierzyłam własnym oczom. Koncert był za dwa dni, nie miałam pojęcia jak mamie udało się go zdobyć.
Odwróciłam bilet tak delikatnie, jakby był największym skarbem, którego szukałam od lat, co dalekie od prawdy nie było. Miałam miejsce w pierwszym rzędzie! Na dole zauważyłam coś napisanego delikatnie ołówkiem. "Ostatni z dostępnych. Jednak pójdziesz na ten koncert :)"
Nagle zachciałam wyściskać mamę z całych sił. Przytuliłam się do Warren'a i zaczęłam skakać w kółko po całym pokoju. Po chwili mój pies zdenerwował się i zaczął wyć. Poklepałam go po pysku i odstawiłam pluszaka na łóżko. Wyjęłam telefon i wybrałam numer przyjaciółki. Odebrała po kilku sygnałach.
-Dzień dobry, tu wytwórnia węgla. Zamawiała pani węgiel drzewny? - obie wybuchłyśmy śmiechem. -Nie uwierzysz, co dostałam od mamy!
-Nowego pluszaka? - odpowiedziała monotonnym głosem.
-To też... Ale jeszcze coś! Bilet na koncert One Direction! Jednak pojadę!
- Naprawdę? To świetnie, pojedziemy razem!
-Dobra. Ja muszę kończyć. Muszę się nacieszyć.
-Papatki. Do jutra.
Rozłączyłam się i stanęłam na środku pokoju. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Musiałam czekać dwa dni. Nawet nie wiedziałam czy to tylko dwa dni, czy aż dwa. Było to zarazem mało jak i dużo. Dwa dni i poznam moich największych idoli. Marzyłam o tym odkąd usłyszałam ich pierwszą piosenkę, i zobaczyłam pierwsze zdjęcie.
Z nudów ogarnęłam pokój, odrobiłam lekcje i wcisnęłam w psa kurczaka, na którego nie miałam najmniejszej ochoty. Położyłam się i chwilę później spałam.